A jeśli życie to zabawa? A jeśli życie to gra…? Taka gra, w której rzecz polega na tym, by stanąć na planszy, na polu i rzucić kostką, może wylosować obrazek, kartę… i po prostu „być” w grze.
A jeśli życie to naprawdę gra i zabawa, to po co ten cały szum i traktowanie życia tak bardzo, bardzo serio?
Ile razy przegraliście w bankruta? Ile razy rozsypało się wam domino, zanim ułożyliście wszystkie klocki? Ile razy zostaliście „piotrusiem”, przegraliście wojnę, wypowiedzieliście słowa klucze „makao”, „chuj”, „mat”. Ile wreszcie razy ktoś was wykopał w drodze do chińskiego domku lub w kolejce po oldschoolową sukienkę w zabawie wspominającej czasy PRLu? Albo ile razy wy kogoś wykopaliście? Ile razy ktoś blefował, wyrzucił piłkę poza boisko, dotknął siatki, nie przebił piłki, strzelił asa, nie uzbierał wszystkich punktów w angry birds, nie ułożył wszystkich tetris, nie przeszedł mistrzowskiego poziomu w grze komputerowej… został trafiony-zatopiony, tudzież został wisielcem… ile razy? Być może wszystkie z tych przegranych, wygranych, porażek, sukcesów, nietrafień w szóstkę i trafień w szóstkę były irytujące przez moment, cieszące przez moment, a może tylko ułamek sekundy… A potem zabawa szła w zapomnienie, jakby nie miała miejsca… do czasu następnej.
O co zatem tyle hałasu w życiu? Co sprawia, że w życiu nie potrafimy się tak bawić i z większą lekkością przeżywać wygrane, przegrane, cokolwiek się na tej życiowej planszy dzieje…? Zależy nam bardziej, inaczej, poważniej? A jeśli życie to jest to samo co nasza zabawa, nasza gra… tylko plansza jest trochę inna, większa, może ładniejsza (a może nie) i pionków trochę więcej (a może nie)? Czy gdyby tak spojrzeć na życie, nie byłoby lżej brać i grać w to swoje życie?
Jesteśmy tu tylko na chwilę, na bardzo małą chwilę, która jest niczym (jak pstryknięcie palcami) wobec wieczności. Prawdopodobnie nie jesteśmy tu też jeden jedyny raz. I na dodatek jesteśmy tu, by się cieszyć życiem, by kochać to życie i by się kochać, i zakochać się w życiu i bawić się nim.
A jeśli każdy dzień mógłby być zabawą, pewnego rodzaju grą ze światem, z samym sobą? Taką grą w odkrywanie kart życia, w odkrywanie odpowiedzi, po co tu jesteśmy, co mamy do zrobienia… Tylko nie grą w odkrywanie tego z wróżką, tarotem, czytaniem z dłoni, ceremoniami kambo, kakao, ayauasca, przy pomocy rape, szamańskich bębnów, medytacji do słońca, księżyca, znaków zodiaku, czakr, karmy, czytania w myślach… nie grą w odkrywanie tego przy pomocy czegoś z zewnątrz. Gdybyśmy odkryli to tam, gdzie jest to zapisane, gdzie to nosimy i gdzie to jest zawsze z nami, w sercu.
To jest dopiero zabawa. Przejść te wszystkie życiowe pola, otworzyć wszystkie sezamy serca, złamać wszystkie kodowania, programy, przeskoczyć lub przejść wszystkie ściany, uwolnić blokady, potrzeć wszystkie lampy alladyna, zatańczyć z wszystkimi wróżkami i wróżami… i dotrzeć do siebie, odkryć swoją największą tajemnicę – swojego świętego graala, którego każdy, dosłownie każdy, nosi w swoim sercu. Czy jesteście gotowi na taka grę?
To jest nasza jedyna gra, jedyna muzyka, którą mamy do tworzenia, zagrania i wygrania. To gra, w którą gramy nasze życie, to gra, która wibruje w naszym sercu. To taka gra, w którą się bawimy i nie traktujemy jej za bardzo serio. Serio nie ma sensu. Zresztą, jeśli zajrzy się prawdziwie do serca, tam jest lekko, tam nie ma serio, ciężko i poważnie, tam jest radość i zabawa.
W mojej grze życia losuję różne pola, są także błota, bagna, doły i doliny. Wiem jednak, że to ode mnie zależy, co będzie dalej. To jest mój wybór, czy spędzę na danym polu parę chwil, godzin, lat, całe życie, czy przesunę się dalej. Mogę wszystko zaplanować, ustalić w swojej głowie, zapisać w kalendarzu i wymyślić najlepsze scenariusze, jednakże życie to gra i ma w sobie ten nieprzewidywalny element, to rzucenie kostką i losowanie… i choć to mój wybór, czy rzucę kostką, co wylosuję, nie do końca będzie ode mnie zależeć, choć z pewnością nie będzie przypadkowe, bo pójdę dalej tam, gdzie dokładnie mam się znaleźć. Najważniejsza rzecz w tym, aby kolejne miejsce/zadanie/sytuację przyjąć z taką samą zabawą i lekkością jak wszystkie poprzednie. Poddać się niejako temu prądowi życia. Dzięki temu wszystko, co będzie się dziać, wydarzać, darzyć, stanie się wielką ekscytacją. Taki jest bowiem każdy ruch na naszej planszy życia, jeśli tylko będziemy mieć gotowość i pozwolimy sobie i życiu na tę grę. I zabawę.
To co – rzucamy kostką? 😉
Comments