Zdarza się, że teksty „przychodzą” do mnie o poranku. Kiedy już nie śpię, lecz jestem w przyjemnym stanie bycia pomiędzy snem a przebudzeniem. To wtedy płyną… piękne zdanie za pięknym zdaniem. A ja tkwię w rozterce, czy otworzyć oczy i pisać, czy pozwolić tekstowi przeminąć (bo tekst przemija, później nie da się go odtworzyć, jest tylko ten jedyny moment).
Dzisiaj w ten sposób pojawił się tekst o ulotności. I – o paradoksie – pozwoliłam mu przeminąć. Słuchałam porannej burzy i „czytałam” te zdania o ulotności, jednakże zapisać ich nie byłam w stanie.
I tak to właśnie jest z ulotnością. Ulotnością staje się wszystko, jeśli wychodzimy poza istnienie w momencie tu i teraz. Wtedy jakby tracimy uchwycenie tego momentu życia, który trwa. „Po” już go nie ma. Życie staje się ulotnością. Dlatego tak ważne jest intensywne przeżywanie każdej chwili, wtedy gdy ona jest, gdy ona trwa… Zanim chwila nie stanie się ulotna i przeminie, bezpowrotnie.
Ulotnością jest wszystko. Jeśli spojrzymy na siebie jako na nieskończone, nieograniczone istnienia, bez początku i końca, istniejące wszędzie i nigdzie, to w jakiś sposób to też jest ulotne.
Ulotny jest świat fizyczny. Wydaje nam się, że go chwytamy, mamy, kontrolujemy go, posiadamy. Zarządzamy nim, planujemy, i ogarniamy tę rzeczywistość. Jednak tak naprawdę także świat fizyczny przemija, jak za pstryknięciem palcami, już go nie ma. Przemijają ludzie, sytuacje, rzeczy. I nie mam tylko na myśli przemijania w sensie odchodzenia do źródła, wieczności, przemijania poprzez stracenie czegoś i kogoś. Skupiając się jedynie na utrzymywaniu, kontrolowaniu, posiadaniu, tworzymy ulotność, bowiem nie istniejemy w danej chwili, a istniejemy w tworzeniu przemijania.
Nawet kiedy trwa poranna burza i ulewa. A burza była dziś wyjątkowa… co robimy, to czekamy aż przeminie, uleci, stanie się ulotna, żeby „włączyć” się do życia… bo zmokniemy, bo boimy się burzy, bo tysiące innych rzeczy. Stajemy pod dachem i czekamy, często zdenerwowani, bo czas mija. Kolejna, iluzoryczna, ulotna koncepcja – koncepcja czasu. Czy czas nie został dany nam między innymi po to, aby tworzyć ulotność, zamiast intensywności bycia w danym momencie? Jak bardzo uzależniliśmy się od przemijanych minut, nawet sekund? A to wszystko ulotne i nic nie znaczy.
Jeśli pozwolimy sobie być w burzy, nie czekając aż przeminie, to gdy burza przeminie, zauważymy zmianę, usłyszymy ciszę i poczujemy oczyszczenie. Tylko dlatego, że nie czekaliśmy aż przeminie, nie czekaliśmy aż uleci. Co to nam daje? Pozwala na bycie w intensywnym przeżywaniu każdego momentu, a nie tworzeniu ulotności chwili. Wtedy faustowskie „trwaj chwilo, o chwilo, jesteś piękną”… (często cytowane nieco inaczej jako „chwilo, trwaj wiecznie”) nabiera całkowicie nieulotnego znaczenia.
Zatem… Jeśli kochać, to nie ulotnie, a intensywnie i prawdziwie, w danym momencie, stań się kochaniem. Jeśli dziękować, to nie ulotnie, a intensywnie i prawdziwie, w danym momencie, stań się dziękowaniem. Jeśli cieszyć się, to… Jeśli być, to… Jeśli…
Pamiętaj jest tylko ten moment, ta chwila, intensywne i prawdziwe życie teraz. Cała wielka, ekscytująca reszta to ulotność.
J. W. Goethe „Faust”
Co „minęło”? – Myśl głupia, prostacza; wszak mijanie a nicość – to samo oznacza! Na cóż tworzenie wieczne, na cóż uganianie, jeśli stworzone pada w nicości otchłanie?! „Przeminęło!” – doprawdy powiedzieć trza śmiało: co minęło – właściwie nigdy nie istniało, jeno tą złudą bytu kręciło się w kole! Już ja wieczystą pustkę w zamian tego wolę.
Commentaires