Wracam z jogi w kościele St. Bart’s. Lubię tam czasem przychodzić. Zajęcia odbywają się przed samym ołtarzem. Leżąc na macie patrzę na neoromańskie sklepienie tego pięknego kościoła, na witraże, rozety, słyszę ciszę otuloną grubymi murami, choć wiem, że jestem w zgiełku wielkiego miasta. Jestem w samym sercu korporacyjnych, szklanych wieżowców na Park Avenue. Wewnątrz tych starych murów, w ciszy, w skupieniu na praktyce nie czuje się i nie słyszy tego, co za drzwiami.
Jest ciepły wrześniowy wieczór, na ulicach ludzie, ludzie, dużo ludzi. Siedzą, spacerują, jedzą dinner, dzwonią, biegną na metro… i rozmawiają, i dyskutują. Z naciskiem na „rozmawiają” i „dyskutują”. Wszyscy rozmawiają. Głośno. Opowiadają swoje historie. Byłam, zrobiłam, kupiłam, zadzwoniłam, jestem… tym, tamtym, robię to, tamto. Mijam ludzi, siedzą w restauracjach, na ławkach w parku, rozmawiają przez telefony i wszyscy, dosłownie wszyscy snują swoje opowieści. Spacerując, słyszę urywki kolejnych historii… I jedyne czego pragnę w tym słownym świecie, to pomilczeć. Popatrzeć sobie lub komuś w oczy, uśmiechnąć się, poczuć energię. I pomilczeć. Stworzyć przestrzeń, w której nie ma potrzeby tworzyć kolejnych zdań. Stworzyć przestrzeń, w której nie ma potrzeby być historią, opowieścią, kolejną historyjką i opowiastką dnia, o tym, tamtym i jeszcze czymś. A stworzyć przestrzeń, w której pragnie się tylko być. Być w ciszy i nic nie mówić. Być wolnym, wolną od jakichkolwiek słów, zdań, rozmawiania… Pomilczeć prawdziwie, czyli także nie tworzyć słów, opowieści, historyjek, legend w przestrzeni umysłu.
I nie chodzi o to, że nie lubię rozmawiać lub nie mam nic do powiedzenia. Czasem mam – bardzo dużo, za dużo. Ja też snuję swoje historie. Przelewam swoje słowa na „papier”. Także te słowa o byciu wolnym od słów przelewam na „papier” 😉 O tym pomilczeniu piszę też do siebie. Bo to nie chodzi o to, by zamilknąć na zawsze. Chodzi o to, aby potrafić odnaleźć się w takiej milczącej przestrzeni, niezależnie od tego, jak rozmowny jest świat dookoła. Kiedy jestem w działaniu (joga, bieganie, malowanie, pisanie… coś co mnie stwarza), kiedy moja wibracja energetyczna jest wysoka, wtedy pomilczeć jest łatwo, wtedy słów nie trzeba. Kiedy natomiast życie ściąga mnie na niziny (lub ja sama się tam ściągam), wtedy mówię więcej, dużo więcej. Omawiam, opowiadam, analizuję, i jeszcze raz analizuję, kalkuluję, dzwonię i znowu opowiadam, i tak w kółko…
Mam poczucie, że w jakiś sposób często ukrywamy się za słowami, za opowieściami, za historiami, często nawet nie naszymi historiami. Wydaje nam się, że jeśli milczymy i nic nie mówimy, to nas nie ma. Jak milcząc, przyciągnąć uwagę innych?
Pytanie jest takie: co kryje się pod twoimi słowami? Gdy ich nie ma…? Co jest za moimi słowami? Gdy ich nie ma…? Kim jestem, kiedy milczę? Gdy nie pada z moich ust żadne słowo? Czy umiem w ogóle tak istnieć? Czy mam komfort takiego bycia? W ciszy? W milczeniu? Gdy wszyscy dookoła mówią… Słysząc każdy swój oddech i każde poruszenie w ciele. Czy lubię taką ciszę?
Czy naprawdę tworzą mnie słowa? A jeśli istnieję poza nimi? Przede wszystkim poza nimi? Czy możliwy jest świat bez słów? Kiedy porozumiewamy się telepatycznie? Czujemy przestrzeń innej osoby i wiemy, o co chodzi? Czy może istnieć tak totalna synchronizacja energetyczna? Świat bez słów? Co wtedy powiedziałaby nam cisza? Co wtedy powiedzielibyśmy my sobie sami? Kim bylibyśmy w tej ciszy? W ciszy siebie?
W życiu chodzi o utrzymywanie jak najwyższej wibracji energetycznej. Działając z tej przestrzeni, stajemy się wibracjami, które podążają za synchronicznością zdarzeń. W takich wibracjach nie potrzeba słów. Czasem nawet słowa przeszkadzają. Gdy słów jest za dużo, nie jesteśmy w stanie być w synchronizacji, zagadujemy wibrację i energię. Nie dzieją się cuda. A jeśli rozmawianie, ciągłe rozmawianie to jedna z kolejnych wymówek, aby nie usłyszeć siebie?
Kim byłbyś bez słów? Kim jesteś, gdy milczysz?
Usiadłam na schodkach na Union Square. Z mojej jednej strony kobieta rozmawia przez telefon. Z drugiej dwóch chłopaków rozmawia o jakiejś grze komputerowej. Za moimi plecami stoi Gandhi. Milczący posąg. I do tego ja. Pomilczę sobie.
Comments