Spacerując Rose Ave w Venice Beach (oczywiście w stronę słońca i oceanu), natrafiłam na kawiarnię Gratitude. Poszłam tam na śniadanie nie tylko dla spirytualnie brzmiącej nazwy. Moja serdeczna kalifornijska przyjaciółka lubi to miejsce, ponadto samo miejsce w jakiś sposób przyciągało obietnicą organic food i environmental friendly.
Śniadaniowe menu nazywa się „I am”. A każda pozycja w menu jest opisana przymiotnikiem… serene, open-hearted, golden, beautiful, gentle, holy, peaceful, nurtured, powerful, vibrant, restored… i tak dalej, i tak dalej… pod każdym z tych wyrazów znajduje się opis posiłku.
Wybrałyśmy, aby na to poranne śniadanie być serene, golden, gentle i vibrant. Gdy złożyłyśmy zamówienie, pani kelnerka zadała nam pytanie dnia: co dziś jesteśmy gotowe let go of… czyli odpuścić, uwolnić, pozwolić odejść… niesamowite było to, że gdy kelnerka zostawiła nas z tym pytaniem, nasza rozmowa popłynęła w tym kierunku.
To poranne śniadanie przyniosło mi taką refleksję… jak wyglądałby każdy dzień, gdybyśmy każdego poranka tak dla zabawy wybierali, kim pragniemy być? Jakie pytanie do siebie, o sobie, do kogoś… może towarzyszyć nam dzisiaj? W jakiś sposób nastrajając się wibracją na dany dzień, stajemy się nią. To może być nawet rodzaj intencji. I tu wcale nie chodzi o jakieś wielkie duchowe uniesienia czy spirytualne transformacje, a o uśmiech do siebie i do życia. Tak naprawdę o zabawę, o bycie nie tak zupełnie na poważnie. Cała ta zabawa w wybieranie śniadania w myśl „I am” była lekka i radosna. Inna. I jestem pewna, że w jakiś sposób stałyśmy się o poranku tym serene, gentle, golden i vibrant. I do tego stałyśmy się „I am”.
Samo śniadanie było pyszne, bułeczka cynamonowa, ciasto bananowe, matcha i turmeric latte. Mniam.
Pełna wdzięczność.
Cafe Gratitude https://cafegratitude.com
Comments